“Nie można brnąć bezkrytycznie w tzw. nowoczesność”.
„Zdrowe społeczeństwo wymaga zdrowej kultury”, pisał Roger Scruton. Jak na dłoni widać, że po roku 1968 przestrzeń kultury przedstawia się bardziej nie jako jako obszar ścierania się różnorodnych nurtów filozoficznych, ale jako strefa starcia różnorodnych ukrytych, bądź jawnych ideologii, promowanych za pomocą tzw. “tolerancji represywnej”.
Zgodnie z procedurą inspirowaną starą rzymską zasadą “damnatio memoriae” (“usuwania z pamięci”), wprowadzono taktykę usuwania ze wszystkich obszarów życia społecznego symboli, oznak, myśli ogólnie rzecz ujmując znamion tradycyjnej kultury i jej intelektualnego dorobku. “Jesteśmy świadkami narodzin nowej kultury”, jak mawiał klasyk o współczesnych nam czasach. Czy jednak jesteśmy świadkami narodzin zdrowej kultury? To pytanie warto zadać sobie w tym momencie.
Kardynał Stefan Wyszyński przestrzegając nas przed serwowaną społeczeństwu kulturą bez odniesienia do prawdy, racjonalizmu i piękna, mówił wprost:
„Nie wierzcie w to, że zagadnienie kryzysu współczesnego świata polega na kryzysie kultury, ekonomii i ustroju politycznego, takiego czy innego. Nieprawda. To są wszystko śmieci i liście jesienne, które spadają z drzew. Wichry je rozniosą po polach i śmietniskach. To są małe problemy”.
Prymas uważał, że kulminacyjny punkt kryzysu światowego leży tu, “gdzie spotykają się usta człowieka, który chce służyć swemu bratu z jego stopami. Kto umie i chce to zrobić, ten zwycięża i kreśli plany rozwojowe na przyszłość”. Dlatego twierdził, że: “Wszystko inne wiatr zniesie jak śmieci, bo ludziom nie tego potrzeba. Im nie tyle trzeba nowej kultury, nowej moralności, ekonomii, polityki, nowych ustrojów. Im potrzeba nowej miłości, nowego szacunku i nowej wolności”.
Nie możemy pozwolić na to, by w imię pseudo realizmu dać się przekonać do tego, aby zmarginalizować i odrzucić nasze odziedziczone zwyczaje i tradycje podążając za chwilową utopią. Prawda jest taka, że “człowiek musi zapomnieć o tym, co jest jego chwilowym upodobaniem” i pozwolić się prowadzić prawdzie.
Artur Dąbrowski