Odwaga na miarę Dietricha von Hildebranda
Dietrich von Hildebrand był wytrawnym katolickim niemieckim filozofem i teologiem. Papież Pius XII nazwywał von Hildebranda „XX-wiecznym Doktorem Kościoła”. Z kolei Benedykt XVI uważał go za „jedną z najwybitniejszych postaci naszych czasów”. Z kolei wicekanclerz III Rzeszy Franz von Papen określany był otwarcie „wrogiem numer jeden narodowego socjalizmu”.
Dietrich von Hildebrand pochodził z rodziny protestanckiej. W 1914 roku, podczas studiów filozoficznych na uniwersytecie w Monachium, dokonał swojej konwersji na katolicyzm. Od tego czasu aż do momentu swojej śmierci ukochał Eucharystię i czynił wszystko by codziennie przyjmować Komunię Świętą. Po zakończeniu I wojny światowej poświęcił się pracy uniwersyteckiej.
Hildebrand był również gorliwym monarchistą i zwolennikiem cesarza Karola [Habsburga], którego uważał za świętego. Jako gorliwy katolik był przeciwnikiem zagorzałym przeciwnikiem narodowego socjalizmu. Tuż po dojściu Hitlera do władzy musiał uciekać do Austrii. Tam też poza pracą na Uniwersytecie Wiedeńskim zajął się redakcją tygodnika „Der Christliche Ständestatt” („Chrześcijańskie państwo stanowe”).
Po aneksji Austrii przez Niemców musiał emigrować do Szwajcarii, następnie do USA, gdzie spędził resztę życia. Od 1941 roku pracował na nowojorskim Fordham University. Na emeryturę przeszedł w 1960 i mimo wszystko resztę życia poświęcił pracy naukowej. Był autorem kilkudziesięciu książek. Pisał w języku angielskim i niemieckim. Był również jednym z założycieli towarzystwa tradycjonalistów katolickich Una Voce America. Dietrich von Hildebrand zmarł 26 stycznia 1977 r. po długiej walce z chorobą.
Von Hildebrand mawiając zagadnienie narodowego socjalizmu i sowieckiego komunizmu twierdził wprost, że są to „bliźniaczy bracia w niegodziwości”. Może nieco dziwić fakt, że nawet media uginając się pod dyktatem poprawności politycznej, “puszczające oko” do niecnych łajdaków, wiedząc o skali wyrządzonej ludziom krzywdy, nie omieszkały wychwalać pod niebiosa zwykłych, pospolitych przestępców, stojących na czele dwóch totalitaryzmów.
To przykre, że Ludźmi Roku tygodnika „Time” zostali w 1938 r. Adolf Hitler, a w 1939, 1942, Józef Stalin. Pierwszy ideolog przypisując państwu nieograniczone kompetencje, wlewał w życie społeczne ducha przemocy i niezgody, zamykając przy tym w “ciasnocie krwi jednej rasy” stworzoną przez siebie rasę panów. Drugi z totalnych niegodziwców, przekonywał o tym, że komunizm jest w swej istocie nurtem, który może ocalić cywilizację. W rzeczywistości jednak stworzony na potrzeby dyktatury Archipelag Gułag, był dowodem na to, że komunizm jest niczym innym, jak siłą dehumanizującą, wrogą człowiekowi.
A pomiędzy dwoma totalnymi socjalizmami usytułowana wówczas Polska zdawała się przypominać światu, że wrogość jest zawsze sprzymierzeńcem państwa totalitarnego, które w sposób absolutny domaga się jedności myśli swych obywateli. Nic dziwnego, że „bliźniaczy bracia w niegodziwości” stosując terror jako narzędzie kontroli społecznej dążyli do unicestwienia naszego narodu.
Zarówno jeden, jak i drugi żyli zasadą, którą o wiele wcześniej nakreślił Lenin twierdząc, że: “Im silniejszą Polska będzie, tym bardziej nienawidzić jej będą Niemcy, a my potrafimy posługiwać się tą ich niezniszczalną nienawiścią. Przeciwko Polsce możemy zawsze zjednoczyć cały naród rosyjski i nawet sprzymierzyć się z Niemcami”.
Artur Dąbrowski
Average Rating