“Gazeta Wyborcza” – Gorzej nie ma
”Wyborcza” jak zawsze w antykatolickiej formie. Tak w skrócie można podsumować zawartą na portalu relację z piątego tzw. „marszu równości”, który 12 sierpnia odbył się w Częstochowie.
Warto podkreślić, że język stosowany w artykule przez red. Dorotę Steinhagen nawiązuje wprost do spuścizny dziennikarskiej towarzyszy piszących na zamówienie w czasach komuny do „Trybuny Ludu”. Dodatkowo w relacji z tęczowego marszu dziennikarka zastosowała w praktyce sprawdzoną rzymską zasadę „divide et impera”.
Czytelnik szybko zauważa, że podział na dobrych i złych, jest aż nadto oczywisty. Dobrzy to oczywiście „tęczowi”, postępowi, światli rewolucjoniści kulturowi. Źli natomiast, to oczywiście uczestnicy spotkania modlitewnego pod Jasną Górą, reprezentujący mroki średniowiecza.
„Przeciwnicy marszu zwołani tu przez Akcję Katolicką i inicjatywę “Broń Królowej”. Dla nich sam fakt, że tęczowy tłum zbliżył się do narodowego sanktuarium, już był profanacją i prowokacją. Dodatkowym argumentem przeciw był fakt, że termin marszu wyznaczono w szczycie pieszych pielgrzymek podążających do Częstochowy na święto Wniebowzięcia NMP” – stwierdza red. Steinhagen.
Redakcja „Wyborczej” jak zwykle ma swoje fakty i własną narrację tych faktów. W tym miejscu odniosę się do kilku z nich.
Po pierwsze – inicjatorami spotkania modlitewnego pod Jasną Górą były podmioty zrzeszone w inicjatywie Broń Królowej.
Po drugie – tłum rzeczywiście był, ale po stronie przybywających na Jasną Górę pielgrzymów. W związku z tym twierdzenie o tłumach lgbt pod Jasną Górą jest po prostu zwykłym nieporozumieniem. Chyba, że ktoś tutaj nie zna podstawowych zasad arytmetyki i pompuje ideologię.
Po trzecie – jak już ustaliłem, nie tłum, ale grupka „tęczowych” z hasłami „J***ć PIS” na ustach, prowadzona przez faceta w damskich ciuchach, który kilka lat temu startował z list SLD w okręgu trzecim do Rady Miasta w Szczecinie, to oczywiście „przypadek”. Jak również przypadkiem jest to, że niedoszły radny, to obecnie znany w środowisku gejowskim Drag Queen Charllotte. W związku z tym nie tylko podążanie z wulgarnym przesłaniem, ale również w nieodpowiednim stroju do narodowego sanktuarium, jest wyrazem profanacji i prowokacji. Czy w stroju Drag Queen i tęczowych kubraczkach wpuszcza się pielgrzymów do synagogi czy meczetu?
Po czwarte – pani red. Steinhagen, chciałbym dopytać o to, czy w przypadku pojawienia się tęczowych rewolucjonistów kulturowych pod batutą Drag Queen Charllotte w momencie pielgrzymowania chasydów do grobu cadyka Dawida Bidermana w Lelowie, mielibyśmy do czynienia z obrazą uczuć religijnych chasydów, czy też nie?
Po piąte – warto podpowiedzieć z troską pani Steinhagen oraz GW, aby wreszcie zaczęli edukować swych wyznawców w kwestii właściwej symboliki tęczy. Kilka lat temu Forum Żydów Polskich po licznych peanach „Wyborczej” na cześć sprofanowanego przez lgbt wizerunku Matki Boskiej tęczową aureolą, wypowiedziało się jasno: „Nie ma harmonii między lgbt i symbolem biblijnego Przymierza. Argument, że sześciokolorowa tęcza symbolizująca m. im. ruch lgbt jest w jakiś sposób zgodna z symbolem biblijnego Przymierza (siedmiokolorową tęczą), jest kłamliwy lub – co najmniej – błędny”. Gazeto Wyborcza – Warto stawiać na edukację. Rozumiał to doskonale Kubiś Puchatek powtarzając, że: „Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić”. Zatem życzymy miłego przyzwyczajania się do prawdy o symbolice tęczy.

Po szóste – publiczne powielanie informacji o tym, że Drag Queen Charlotte osiemnaście lat temu był nowicjuszem w zakonie Paulinów, to z pewnością nie powód do sentymentalnych wynurzeń. mówiła. Cieszy fakt, że 18 lat temu Paulini poznanali się na człowieku i zakończyli jego przygodę z zakonem.
Zakończenie
W sztuce Jerzego Pilcha „Narty Ojca Świętego” w mojej ulubionej scenie ksiądz Kubala rozmawia z komendantem policji „- Komunista? Post? – pyta duchowny. – Gorzej – odpowiada policjant. – “Gazeta Wyborcza”? – pada kolejne pytanie. – Gorzej – powtarza komendant. – Gorzej nie ma – podsumowuje ksiądz”. I niech to posłuży nam za konkluzję „Gorzej nie ma”.
Artur Dąbrowski