“Czy we mnie jest bojaźń Boża? To pytanie na tegoroczny Adwent”.
Bojaźń Boża
W życiu każdego człowieka obecny jest strach, czyli niepokój przed niebezpieczeństwem, które zagraża jego życiu. Jest strach przed śmiercią, chorobą i cierpieniem. Jest obawa przed utratą pracy, biedą i głodem. Jest trwoga przed wojną, fizyczną agresją i przemocą. Można się bać groźnego zwierzęcia, żywiołów, porywczego człowieka. Lecz kto z nas boi się Boga? Kto z nas odczuwa strach przed gniewem Stwórcy? Kto z nas lęka się o swoją wieczność dopuszczając się grzechu ciężkiego?
Rozpoczynamy święty czas Adwentu, który rozpoczyna nowy rok liturgiczny. Adwent przypomina nam nieuchronny upływ czasu. Słowa Chrystusa Pana „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie” Mk 13,33 są przestroga przed nieroztropnym postepowaniem. Nikt z nas nie zna chwili swego odejścia z tego świata. Nikt z nas nie wie, ile dni, miesięcy i lat przeznaczył mu jeszcze Stwórca na tym świecie. Nikt z nas nie może być pewien swej przyszłości. Dlatego trzeba mądrze wykorzystywać każdy dzień. Dlatego trzeba ustawicznie prostować swe życiowe ścieżki prowadzące do serca drugiego człowieka i Miłosierdzia Bożego. Dlatego trzeba wzbudzać w sobie bojaźń Bożą. Nie patrzeć na wzgląd ludzki. Nie pytać się – co ludzie o mnie powiedzą. Lecz stawiać sobie fundamentalne pytanie – co Pan Bóg powie podsumowując moje życie.
Każdy z nas jest dzieckiem Boga i dlatego każdy z nas przede wszystkim powinien starać się przypodobać swemu Ojcu niebieskiemu. Każdy z nas będzie kiedyś zmuszony rozliczyć się ze swych słów, czynów, decyzji. Każdy z nas stanie przed trybunałem Sprawiedliwego Sędziego, który osądzi nasze uczynki dokonane w ciele, złe i dobre. Każdy więc w z nas przede wszystkim powinien stawiać sobie pytanie – co Pan Bóg powie widząc moje życie? To pytanie winno przyświecać nam nie tylko w czasie Adwentu, każdego dnia. Gdyż codziennie podejmujemy decyzje, za które trzeba będzie odpowiadać przed Boskim Majestatem.
Człowiek, który przestaje odczuwać bojaźń Boża nieuchronnie bać się będzie drugiego człowieka. Historia ludzkości bardzo sugestywnie przypomina nam tę prawdę. Zniknął Bóg, lecz pojawiła się gilotyna. Zabijano księży w Dachau, by swobodnie eksterminować miliony innych ludzi. Wysadzano w powietrze kościoły i cerkwie, aby stawiać Archipelag Gułag. Dziś krzyczy się, że Kościół ogranicza wolność człowieka, a ten sam człowiek staje się niewolnikiem pracy, przyjemności nałogu, zazdrości. Człowiek, który nie boi się Boga i boskiego sądu zaczął się obawiać drugiego człowieka i jego opinii.
Uwierzyliśmy, że najważniejsza jest opinia drugiego człowieka. Uwierzyliśmy, że najważniejsze jest to, co inni o nas myślą. Boimy się przyznać do wiary, bo co o nas powiedzą, a nie boimy, że za to zaparcie wiary osądzi nas Chrystus? Krępujemy się przyznawać do Kościoła, bo nie chcemy, aby wytykano nas palcami, a nie krępujemy się głośno wypowiadać prywatnych, czasem niepopularnych poglądów społecznych czy politycznych. Wstydzimy się odmówić mięsnej potrawy w piątek, gdyż chcemy być postrzegani jako nowocześni, a nie odczuwamy wstydu bagatelizując miłość Chrystusa Ukrzyżowanego. Boimy się zwrócić uwagę dorosłemu dziecku, które żyje w grzechu, bo się obrazi albo zdenerwuje a nie boimy się, że gdyby w tym stanie zastała go śmierć, nie znalazłby mieszkania w niebie.
Nie liczy się dla nas Pan Bóg, liczy się drugi człowiek. Nie liczy się opinia Stwórcy, najważniejsza stała się opinia bliźniego. Nie ma już w nas bojaźni Bożej, jest obawa przed ludzkimi językami. Lecz to nie przed ludźmi będziemy zdawać relację ze swego życia a przed Bogiem. Najpierw trzeba bać się sądu Bożego, potem trybunałów ludzkich. Najpierw trzeba zabiegać o przychylność Stwórcy, potem o życzliwość bliźniego. Najpierw trzeba przejąć się swoim losem w wieczności, a potem budować szczęście doczesne. Wszystko bowiem, co doczesne, trzeba będzie pozostawić. Wszystko, co ziemskie, zostanie nam odebrane. Każdy z nas będzie musiał stanąć na końcu swego życia przed Bogiem. Każdy z nas będzie musiał rozliczyć się ze swych czynów. „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem” Mk 13,35.
Bojaźń Boża nie ma nic wspólnego z lękiem przed Bogiem, który jest groźny i straszny, gdyż jak powie św. Jan „Bóg jest Miłością” 1 J 4,8. Bojaźń Boża polega na tym, że lękam się w życiu tylko jednego – nieliczenia się z Bogiem, z Jego miłością i Jego wolą. Gdy zaczynam wiązać się z szatanem wkraczając na drogę grzechu, wchodzę na równię pochyłą, która wiedzie ku potępieniu. Tego trzeba się bać. Przed kochającym Bogiem trzeba odczuwać respekt i szanować Jego wolę. Bać się trzeba każdego grzechu, gdyż on wiedzie ku wiecznej zagładzie. Bać się trzeba deptania woli Stwórcy, gdyż wiedzie ku nieszczęściu. Strach powinniśmy odczuwać przed zdradą Chrystusa Pana, gdyż w ten sposób sobie samemu czynimy krzywdę.
Pan Bóg jest miłosierny, to prawda. Lecz nie wolno nam zapomnieć, że jednocześnie jest sprawiedliwy. Chrystus nas kocha, to prawda. Lecz nie wolno zapomnieć, że przed Zbawicielem zegnie się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych. Boży Syn pochyla się nad naszymi słabościami, wadami i nałogami, to prawda. Lecz jednocześnie wzywa do zerwania z grzechem i wysiłku nawrócenia. Nie wolno się bać Boga, lecz trzeba odczuwać strach przed odłączeniem się od niego poprzez grzech. Bać się trzeba wiecznego potępienia, a prowadzi do niego bagatelizowanie Pana Boga.
Czy we mnie jest bojaźń Boża? To pytanie na tegoroczny Adwent. To pytanie na cały nowy rok liturgiczny. To zadanie dla mnie i dla ciebie, abyśmy każdego dnia starali się podobać bardziej Panu Bogu niż ludziom. To wezwanie, abyśmy zabiegali bardziej o opinię Chrystusa Pana niż bliźniego. Bo to Jezus Chrystus daje nam zbawienie a nie drugi człowiek, a najważniejszym w życiu jest zbawić dusze swoją. Amen.
Ks. Radosław Rychlik
Average Rating