“A więc wojna!”
Kiedy Dietrich von Hildebrand określił niemiecki nazizm i sowiecki komunizm mianem “bliźniaczych braci w niegodziwości”, to wówczas cały świat wychwalał “niegodziwych braci” pod niebiosa, przymykając jednocześnie oczy na ich liczne zbrodnie. Nie poddawano krytyce ówczesnych liderów, którzy tworząc nieludzkie systemy totalitarne pozbawiali ludzi życia. Wręcz przeciwnie. Wyróżniano ich i promowano jako wzory godne do naśladowania. Tak właśnie było, kiedy ludźmi roku tygodnik “Time” wybrał panów Adolfa Hitlera (1938) i Józefa Stalina (1939/1942) ludźmi roku. Nie wystarczyły światu papieskie przestrogi wyjaśniające, jak w przypadku Hitlera, że: “Ideologia przypisująca państwu władzę prawie nieograniczoną staje się zgubnym błędem”. Czy też ta twierdząca wprost, że komunizm, którego twarzą był Stalin, jak uczył Pius XI “jest zły w samej swej istocie i w żadnej dziedzinie nie może z nim współpracować ten, kto pragnie ocalić cywilizację chrześcijańską”. Tyle do powiedzenia o systemie wartości ludzi roku tygodnika „Time” mieli w swych encyklikach “Divini Redemptoris” Pius XI i “Summi Pontificatus” Pius XII.
Żyjący w Niemczech Dietrich von Hildebrand w dobie rozpowszechniania się brunatnej, śmiercionośnej zarazy narodowego socjalizmu, zdobył się na cywilną odwagę publicznego piętnowania zła, które znajdowało się w jego politycznym dna. Von Hildebrand nie dysponował armią, bronią, czy też orężem propagandy, jakie miał do dyspozycji Joseph Goebbels. Mimo wszystko z determinacją demaskował zło tkwiące w ideologii nazistowskiej. Przemierzając Niemcy wzdłuż i wszerz ze swymi antynardowosocjalistycznymi odczytami, przestrzegał przed tym, że w błyskawicznym tempie tym krajem zaczną kierować mordercy.
Tuż po powstaniu rządu złożonego z nazistów Hildebrand musiał opuścić swój kraj. W takim trudnym momencie zdobył się jednak na odwagę powiedzenia swoim rodakom wprost, że nie ma już ochoty żyć w kraju rządzonym przez zbrodniarzy. Aprobującej ideologię nazizmu większości niemieckiego społeczeństwa von Hildebrand zwracał uwagę na to, że akceptowanie skrajnie militarystyczny etosu narodowego socjalizmu, niesie ze sobą „odrzucenie obiektywnego prawa, gloryfikację przemocy, ubóstwienie germańskości i rasy nordyckiej”.
Nic dziwnego, że dojrzewająca w sercu Hitlera nienawiść do naszego narodu zaowocowała agresją na Polskę 1 września 1939 r. „Bądźcie bez litości! Bądźcie brutalni! Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem”. Te słowa Adolfa Hitlera, znalazły się w jego przemówieniu, które wygłosił 22 sierpnia 1939 r. w Obersalzbergu, podczas szkolenia oficerów Wehrmachtu. Hitler dodał przy tym, że wydał również wytyczne zawierające nakazy rozstrzeliwania każdego, kto by chociaż jednym słowem usiłowałby skrytykować, jego rozkazy. Hitler zalecał swym rodakom wprost: “zabijać bez miłosierdzia i bez litości mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy. Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, której potrzebujemy. (…) Polska zostanie wyludniona i zasiedlona Niemcami”.
83 lata temu 1 września 1939 r. o godz. 4:40 niemieccy barbarzyńcy w ramach akcji operacji “Ostmarkflug”, zbombardowali pogrążonych we śnie bezbronnych mieszkańców Wielunia, miasta liczącego wówczas około 16 tys. mieszkańców. Niemcy zniszczyli niemal doszczętnie zabudowę miasta wraz ze szpitalem i miejskimi zabytkami. Szacuje się, że samo miasto zostało zniszczone w 75 procentach. Do tej nieludzkiej zbrodni adeptów niemieckiej Luftwaffe przygotowywano permanentnie. Sam zbrodniarz niemiecki gen. Albert Kesselringer zwracając się do swoich żołnierzy, którzy dokonali m.in. pierwszego ataku na ludność cywilną w Wieluniu stwierdził: „Krążąc nad miastami i polami wroga, winniście zdławić w sobie wszelkie uczucia. Musicie powiedzieć sobie, iż istoty, które widzicie, nie są ludźmi. Ludźmi są bowiem tylko walczący Niemcy”. Dokonany świadomie podczas snu akt ludobójstwa na ludności cywilnej, stanowił zaledwie wstęp do przyszłych wydarzeń – zaplanowanego na szeroką skalę przez Niemców aktu ludobójstwa, którego symbolem na zawsze pozostanie Auschwitz.
Po 83 latach przypominamy sobie wypowiedziane przez Józefa Małgorzewskiego słynne słowa komunikatu z 1 września 1939 r. To one o godz. 6:30 zakomunikowały Polakom słynne: „A więc wojna!”, po których wybrzmiało, że: “Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa”. Od tego momentu, w tym niezwykle trudnym okresie czasu, wszyscy myśleli o jednym, o walce aż do zwycięstwa.
Jacek Kaczmarski śpiewając o tych trudnych wydarzeniach kampanii wrześniowej w jednym z utworów stwierdził, że: “Tych dni historia nie zapomni”. Niestety, najbardziej zabolało nas to, że „po pierwszym września, przyszedł siedemnasty”. Mimo wszystko wydarzenia z 1 i 17 września 1939 r. uzmysławiają nam jedną kluczową prawdę, którą doskonale zobrazuje scena z filmu Mela Gibsona “Braveheart”, w której to bohater narodowy Szkotów William Wallace, w bitwie pod Stirling wypowiada znamienne słowa: “Umierając we własnych łożach, za wiele lat, będziecie chcieli zamienić te wszystkie dni, od dziś do wtedy, za jedną szansę, jedną jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam wolności!”
Po dniu pierwszym i siedemnastym września 1939 r. coraz bardziej przekonywaliśmy się o tym, że jedyną pasją naszych wrogów stało się odbieranie nam prawa do życia. My jednak “śmiercionośnej zarazie narodowego socjalizmu” i “bezbożnemu komunizmowi” powiedzieliśmy nie. I pozostaliśmy wewnętrznie wolnym narodem, w tych podłych warunkach zewnętrznego zniewolenia.
Dr Artur Dąbrowski, rzecznik Akcji Katolickiej w Polsce
Average Rating