Erę heroicznego katolicyzmu uważam za otwartą
“Tolerancja jest ostatnią cnotą upadającej cywilizacji” – mawiał Arystoteles. Jeżeli prześledzimy z punktu historycznego moment zaaplikowania tego terminu, to z pewnością ulegniemy głębokiemu zdumieniu. Zresztą znaczenie tolerancji i jej zasady wyłożył François-Marie Arouet znany powszechnie jako Voltaire w swoim „Traktacie o tolerancji”. W nim właśnie wyłożył krótko zasadę dotyczącą tolerancji, stwierdzając, że: „Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”.
Kiedy sięgamy do twórczości Dietricha von Hildebranda, nie sposób przejść obojętnie obok publikacji “Koń Trojański w mieście Boga”. To właśnie w tej książce znajdujemy zapis stwierdzający, że: “Miejsce kategorii prawdy i fałszu zajęło pytanie, czy pogląd pewien jest dziś czynny, czy też należy do epoki minionej; czy jest aktualny, czy też przestarzały; żywy, czy martwy”. I tak w procesie detronizowania prawdy na rzecz mętnych, subiektywnych pojęć, uwidacznia się pragmatyzm, który zagadnienie prawdy i wynikające z niej wartości, uznaje „za przestarzałe, abstrakcyjne i nieinteresujące”.
Hildebrand był człowiekiem, którego ze względu na potęgę intelektu panicznie obawiał się Adolf Hitler. Zwróćmy uwagę, że kiedy większość społeczeństwa niemieckiego tolerowała i wspierała postulaty narodowego socjalizmu, to Dietrich von Hildebrand pozostawał wobec niego radykalnie nietolerancyjny. Jego intelektualna aktywność na tyle przeszkadzała nazistom, że w styczniu 1933 r. zmuszony został do opuszczenia Niemiec. Kiedy wyjeżdżał z Niemiec, ostentacyjnie oświadczył, że nie będzie musiał żyć w kraju, w którym toleruje się rządzących nim zbrodniarzy.
Hildebrand chce byśmy pamiętali o tym, że zaplanowana od czasów oświecenia „detronizacja prawdy na rzecz tolerancji”, przyniesie wraz ze swymi postulatami zgodę na akceptowanie szeregu błędów i wypaczeń, na które ludzkość przestanie reagować. Musimy zachować się jak Dietrich von Hildebrand, wobec swoich oponentów, kiedy to w ramach panoszącej się narodowosocjalistycznej psychozy zabrakło tolerancji dla Żydów, Polaków, Romów i innych nacji. Żona Dietricha, Alice, odnosząc się do zaangażowania męża w walkę na rzecz prawdy, mówiła wprost: „Sumienie nie pozwoliłoby mu siedzieć cicho. Wiedział, że nie zdoła zapanować nad językiem, kiedy większość zgadza się na brutalność i niemoralność. Nie chciał, żeby jego milczenie zinterpretowano jako ciche przyzwolenie”.
Odnoszę wrażenie, że obecnie żyjemy w czasach, wołających o współczesnych Dietrichów von Hildebrandów, którzy bezpardonowo staną w obronie godności każdego człowieka. Benedykt XVI, swojego czasu stały bywalec domu von Hildebrandów, zostawia nam następujący opis Dietricha: „Jego stanowczy i zdecydowany sprzeciw wobec totalitaryzmu, czy to w formie narodowego socjalizmu, czy marksizmu-leninizmu – przekonanie, za które w ciągu swojego życia zapłacił ogromną cenę, odzwierciedla pełną klarowność jego wizji moralnej i gotowość cierpienia za to, co uważał za prawdę”.
Powiedzmy sobie szczerze. Obecny świat potrzebuje ludzi na miarę Dietricha von Hildebranda. Ludzi, którzy niezależnie od sytuacji, wcielać będą w życie zasadę pozostawioną nam św. Franciszka Salezego: „Miłość bowiem nakazuje ostrzegać zawsze głośno przed wilkiem, gdziekolwiek wdziera się on między owce”.
Bądź jak Dietrich von Hildebrand i miej w sobie odwagę życia dla prawdy. Bądź jak Franciszek Salezy i znajdź w sobie miłość, która nakaże ci ostrzegać bezbronnych, przed wilkiem wdzierającym się między owce. Nade wszystko, naucz rozpoznawać ludzi te wilki, które przywdziały owczą skórę, zanim wylegną z konia trojańskiego, by spustoszyć świat wokół ciebie.
Artur Dąbrowski
Average Rating