Arcybiskup Fulton Sheen o Świętach Wielkanocnych
Jeśli ktoś jest ma tak nienaukowe podejście, że kieruje się wyłącznie uprzedzeniami, musi wymyślić tysiąc odrębnych odpowiedzi na tysiąc pytań. Przykładowo, jeśli ktoś nie przyjmuje do wiadomości istnienia cudów, musi wymyślić w życiu Chrystusa odrębne wytłumaczenia dla Jego chodzenia po wodzie oraz dla rozmnożenia pokarmów i wykarmienia nimi tłumów. Podobnie jest z tymi, którzy odrzucają historyczne, udokumentowane dowody Zmartwychwstania. Skoro – według niektórych – Chrystus nie powstał z martwych mocą Boga, która jest Jego mocą, muszą oni wymyśleć sposoby na wytłumaczenie Jego objawienia się w Niedzielę Wielkanocną i w kolejnych czterdziestu dniach.
Przestudiowanie tych wymuszonych wytłumaczeń, które bywają o wiele trudniejsze do zaakceptowania przez rozum niż samo Zmartwychwstanie, może być dość interesujące. Teoria, która spotkała się z akceptacją w bezbożnych kręgach w XIX wieku, głosiła, że Chrystus tak naprawdę nie umarł na Krzyżu. Był On jedynie w stanie szoku lub śpiączki spowodowanych agonią na Krzyżu; gdy chłód grobu przywrócił Mu siły, ukazał się On wśród ludzi wmawiając im, że powstał z martwych, kreując w ten sposób wiarę w Zmartwychwstanie.
Przyjrzyjmy się tymczasem faktom zapisanym przez tych, którzy byli świadkami wydarzeń mających miejsce w Wielki Piątek i w Wielkanoc, i którym później poderżnięto gardła za głoszenie tej nowiny. Przede wszystkim podwójnie upewniono się, że Chrystus faktycznie umarł; zbadały to zarówno władze żydowskie, jak i władze rzymskie. Oba gremia doszły do tego samego wniosku. Poza tym rzymski setnik, który odpowiedzialny był za egzekucję, wiedząc, że obaj łotrzy żyją jeszcze, połamał im kości. Wreszcie przeszył włócznią bok Chrystusa i wypłynęła z niego krew z wodą, dając w ten sposób dowód na to, że nastąpiło całkowite zatrzymanie akcji serca. Nawiasem mówiąc, w tym właśnie momencie ten, który był poganinem, stał się drugim owocem Drzewa Krzyża – pierwszym owocem był łotr po prawicy Pańskiej – gdy wykrzyknął: „Zaprawdę, Ten jest Synem Bożym”.
W późniejszym czasie ci, którzy próbowali zanegować fakt Zmartwychwstania, usiłowali go wytłumaczyć na gruncie psychologicznym. Ta nowa teoria jest następująca: apostołowie i inni uczniowie naszego Pana często słyszeli z Jego ust, że będzie ukrzyżowany i że powstanie z martwych. To przekonanie zakorzeniło się w ich podświadomości. W Wielki Piątek wszelkie ich nadzieje zostały zniweczone przez Jego haniebną „klęskę” i śmierć. Szok, jaki przeżyli, spowodował, że ich podświadomość zaczęła projektować w ich umysłach złudzenie, iż Chrystus zmartwychwstał i to złudzenie głosili niczym fakt.
Teoria ta błyskawicznie rozpada się na kawałki, gdy przypomnimy, że apostołowie i inni nie spodziewali się Zmartwychwstania. Oczywiście Chrystus powiedział im to wielokrotnie, lecz czyż oni Mu uwierzyli? Co robiłyby przy grobie św. Maria Magdalena i pobożne kobiety, które przyniosły tam zioła, aby zabalsamować zwłoki, gdyby spodziewałyby się Zmartwychwstania? Maria Magdalena tak słabo wierzyła w Zmartwychwstanie, że błędnie wzięła Chrystusa za ogrodnika. Gdy wreszcie dała się przekonać i opowiedziała o tym Piotrowi i Janowi, tak brzmiała ich odpowiedź: „kobieca historyjka”. Innymi słowy: „Wiemy, jakie są kobiety, zawsze uwierzą we wszystko”. Gdy wreszcie Piotr i Jan dali się przekonać, musieli przekonać innych i jeden z nich, Tomasz, posunął się do stwierdzenia, że nie uwierzy, dopóki nie włoży swojego palca w dłoń naszego Pana i dłoni swej w bok Pański. Uwierzył dopiero wtedy, gdy to uczynił. Przy wielu późniejszych okazjach nasz Pan przemawiał i objawiał się tłumom, raz nawet do pięciuset osobom na raz. Nie było to zbiorowe złudzenie, podobnie jak indywidualne złudzenie nie było udziałem żadnego z apostołów.
Zmartwychwstanie jest centralnym faktem Wiary chrześcijańskiej. Rozpoczyna się od klęski, ukrzyżowania i bólu, lecz kończy się tryumfem. Radosne religie mogą sprawdzić się w dniach, w których nie ma śmierci, żalu lub boleści, lecz potrzeba było Miłości Boga, który dotyka naszych życiowych tragedii, by nas przekonać, że w Nim my również możemy mieć swoją Wielkanoc po naszym własnym Wielkim Piątku.
Arcybiskup Fulton J. Sheen
Źródło: „Concerning Easter”, Ottawa Citizen, 31.03.1956 r., s. 25.