Béla Hamvas – człowiek nadziei i wiary dobie komunistycznej dyktatury
Béla Hamvas – Węgier, syn ewangelickiego pastora, był bez wątpienia człowiekiem odważnym, bezkompromisowym i niezwykłym. Doświadczył nie tylko widma dwóch światowych wojen, ale również realiów dyktatury komunistycznej. Przed sfałszowanymi przez komunistów w 1947 r. wyborami parlamentarnymi na Węgrzech, Hamvas włączył się w proces kształtowania ładu demokratycznego w tym kraju.
Niestety, twórczość Hamvasa była zaciekle piętnowana przez głównego ideologa węgierskiego komunizmu, marksistę György Lukácsa. On również stał za sprawą przymusowego wysiedlenia Hamvasa z Budapesztu. Lukács również nałożył na Hamvasana zakaz publikacji. Wcielając w życie zasadę: „Kto nie jest z nami, jest przeciw nam, bez względu na swoje intencje”, György Lukács, postanowił za wszelką cenę uciszyć Bélę Hamvasa.
Zgłębiając biografię Hamvasa natrafiłem na bardzo istotną informację. Komuniści określili Hamvasa „elementem reakcyjnym”. W konsekwencji za swój sprzeciw wobec komunizmu został zesłany do budowy zapory wodnej na rzece Cisie. W dobie wszechogarniającej Węgry propagandy komunistycznej i siłowego zaprowadzania „poprawności politycznej”, Hamvas otrzymał kilkadziesiąt upomnień i nagan. Większość z nich wymierzana była za czytanie nieakceptowanych przez reżim publikacji. W 1945 r., w Berény nad Balatonem, Hamvas stworzył dzieło życia, któremu nadał tytuł: „Filozofia wina”. Już we wstępie napisał, że: „W epoce targanej kryzysami i zwątpieniami odczułem nagły przypływ współczucia dla cierpiących i zdecydowałem się w taki właśnie sposób wesprzeć ich na duchu”.
W dobie zaprowadzania na każdym etapie szaleńczej komunistycznej cenzury (dziś powiedzielibyśmy „poprawności politycznej”), w „Filozofii wina”, odnajdujemy niezwykłą odwagę autora, który nie tylko obnaża ideologiczne absurdy marksizmu. Mówiąc precyzyjnie Hamvas wyprowadza zwolenników Marksa, tych „niezbyt mądrych ludzi” w pole.
Hamvas nie rozpaczał, nie ubolewał nad faktem, że cenzurujący jego twórczość i życie ideologowie komunistyczni, nagminnie usuwali z jego publikacji słowo Bóg. W „Filozofii wina” dał jasno do zrozumienia, że: „Ani razu nie będę mógł użyć słowa BÓG. Muszę go nazywać rozmaitymi innymi imionami, takimi jak na przykład pocałunek albo odrzucenie”.
Najważniejszym terminem dla Hamvasa jest Wino. Dlatego w swej publikacji „Filozofia wina” zawarł motto brzmiące następująco: „Ostatecznie pozostaną dwie istoty – Bóg i wino”. Węgierski myśliciel pisał wprost: „Okoliczności zmuszają mnie do uprawiana gry pozorów. Jak powszechnie wiadomo, ateiści są ludźmi, którzy gwałtownie reagują na teksty o Bogu poświęcone i o Bogu mówiące”. Odczytując to stwierdzenie z perspektywy czasu, widzimy, że nie straciło ono nic na swej aktualności.
Główny komunistyczny demagog i prześladowca Hamvasa – Lukács, jak zauważył Roger Scruton wychodził z założenia, że: „Każdy współczesny myśliciel, który nie zgadza się z jakąś krytyczną zasadą marksizmu, jest denuncjowany jako „burżuj”. Pod ten paragraf podciągnięto Hamvasa, a każdego marksistowskiego pisarza wysławiano pod niebiosa.
Obecne czasy obfitują w tej materii w liczne analogie, do tych, w których tworzył Hamvas. Czy obecnie nie jest już tak jak za Hamvasa, że o pewnych kwestiach mówić nie można, a inne nawet strach nazywać po imieniu, ze względu na poprawność polityczną?
Zastanawiam się, czy aby nie nastały już takie czasy, jak w dobie węgierskiego myśliciela, kiedy to będziemy musieli określać Boga „rozmaitymi innymi imionami, by pozostać wiernym swojemu sumieniu?”
Chyba wybiła godzina aby ponownie wziąć do ręki „Filozofię wina” Hamvasa i zgłębiać jej treści. MOże to sposób na to, by nie poddać się dominującej w naszej kulturze „poprawności politycznej“?
Paradoksem poprawności politycznej jest jeszcze jedno wydarzenie związane z winem (pisanym z małej litery). Pomimo węgierskiego zrywu z 1956 r. w Tokaju odbyły się normalne zbiory. We wspomnianym roku, jak twierdzą świadkowie, winnica obrodziła aż nadto. Niestety, tuż po stłumieniu powstania komunistyczna „wierchuszka” podjęła decyzję o tym, by wszystko to, co może kojarzyć się Węgrom z rokiem 1956, zostało skrupulatnie usunięte z kart historii.
Poprawnie polityczna decyzja nie ominęła również produkcji wina z 1956 roku, które komuniści sprzedawali jako rocznik 1957. Nawet w takiej sytuacji komunistyczni mocodawcy Lukácsa, postanowili zamknąć historię wina w butelce. Niestety, wspomniana koncepcja zawiodła. Mówiąc bardzo kolokwialnie, Hamvas nabił węgierskich komunistów w butelkę. I chyba dlatego wina z taką zawartością marksistowskiego kwasu, raczej nikt nie odważył się degustować.
Artur Dąbrowski
Źródło: www.arturdabrowski.info
Average Rating