Dyktatura relatywizmu

Read Time:3 Minute, 30 Second

W wygłoszonej podczas Mszy św. na rozpoczęcie konklawe homilii w dniu 18.04.2005 r. kard. Joseph Ratzinger zwrócił uwagę na fakt, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci liczne prądy i nurty ideologiczne sprawiały, że -„łódeczka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale – miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu do liberalizmu aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm”. Ówczesny dziekan Kolegium Kardynalskiego, mówił również o tym, że –„posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm”.

Na tle naszkicowanej przez kard. Ratzingera w homilii rzeczywistości, wyrasta nam chyba najbardziej kluczowa dla przyszłego pontyfikatu papieża Benedykta XVI kwestia – mierzenie się z „dyktaturą relatywizmu”. W tym miejscu warto doprecyzować to, czym w całej okazałości jest wspomniana przez kard. Ratzingera „dyktatura relatywizmu”. Czy stanowi ją pewna forma zastosowania „tolerancji represywnej” za pomocą której wprowadza się nieograniczony totalitaryzm, który wymusza bezgraniczną akceptację poglądów, które z założenia, traktują wartości poznawcze, etyczne, moralne i estetyczne oraz wypływające z nich normy, jako kwestie względne? Benedykt XVI mówi wprost, że „dyktatura relatywizmu”, –„nie uznaje niczego za pewnik, a jedynym miernikiem ustanawia własne ja i jego zachcianki”.

Ceniony wykładowca Uniwersytetu Europejskiego w Rzymie, Roberto de Mattei, w swojej analizie dotyczącej zaprowadzania „dyktatury relatywizmu” zwracał uwagę na to, że: -„marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy”. Pierwszy z nich zakłada negowanie prawa oraz istnienie obiektywnej prawdy. W konsekwencji takie działanie prowadzi do zrównania ze sobą dobra i zła, grzechu oraz cnoty. Drugi etap polega na instytucjonalizacji różnorodnych form dewiacji moralnych. Zjawisko to objawia się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Etap trzeci polega na utwierdzaniu ostracyzmu społecznego oraz prawnej karalności prawnej dobra. -„Do tego momentu właśnie doszliśmy”, stwierdza De Mattei.

Bezsprzecznie żyjemy w świecie, w którym prym wiodą wartości wartości postmodernistyczne. Jednocześnie wzrastamy w kulturze, która w sposób otwarty oddaje hołd wszelkim formom ludzkiego myślenia i działania, które otwarcie neguje dekalog. Jesteśmy świadkami budowania nowego wspaniałego świata, w którym przeszłość wyzuto ze swego autorytetu odrywając ją od prawdy w celu sprzedania jej na rynkach jałowych idei przypominających bezwartościowy towar na półkach supermarketu. W tej materii chrześcijanin stawia sobie kluczowe pytanie o to, w jaki sposób ma apostołować w notorycznie dehumanizowanym świecie?

Z pewnością nie jest to łatwo egzystować w świecie pozbawionym sensu, ponieważ „rytm życia” w tym przypadku wyznaczają tymczasowość i przemijanie. Bez wątpienia życie w przestrzeni kultury pozbawionej prawdy jest jałowe. Ponadto „dyktatura relatywizmu” ukształtowała w społeczeństwie postawę hołdowania świętemu spokojowi, pozbawionym konstruktywnej krytyki. Oczywiście dużo się słyszy w środowiskach chrześcijańskich na temat tego, że glebę kultury należy ożywić duchem chrześcijańskim, zanim „dogmaty” nowej lewicy wyjałowią ją z resztek życiodajnych katolickich sił witalnych. Kard. Joseph Ratzinger, motywował nas do czegoś zgoła odmiennego. Mówił nam wyraźnie, że: „Służalczość pochlebców, tych, którzy unikają i obawiają się wszelkiego starcia, którzy cenią nade wszystko święty spokój, nie jest prawdziwym posłuszeństwem„.

W tej perspektywie rodzi się pytanie o to, jakiej kategorii ludzi potrzebuje Kościół w obecnej dobie? I tutaj Benedykt XVI daje nam jasną odpowiedź, że najbardziej potrzebuje On, tak jak zresztą zawsze potrzebował, nie pochlebców pomagających zachować święty spokój, ale -„ludzi gotowych stanąć twarzą w twarz wobec każdego nieporozumienia i ataku, które może sprowokować ich postawa”. Jednym słowem są nimi ludzie, „którzy bardziej kochają Kościół niż wygodne i bezkonfliktowe życie”.

Oczywiście, można przecież zawsze ponarzekać, czy też podjąć się reformy świata i Kościoła przy filiżance gorącej kawy lub herbaty. Jednak już po pierwszym łyku ciepłego napoju będą nam w uszach dźwięczyć słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, która powtarzała nam, że: -„Świat należy zmieniać na lepszy, zaczynając od siebie”. Pokonywanie siebie, pokonywanie świata, pokonywanie grzechu w Kościele, kiedy na jego niwie „widzimy więcej kąkolu niż zboża”, musimy zawsze odczytywać przez pryzmat przesłania św. Augustyna, mówiącego do nas: „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”.

Papież Benedykt wspominając o „dyktaturze relatywizmu” twierdził również, że w życiu można być zanurzonym w przyjemnościach po uszy i pozostawać jednocześnie nieszczęśliwym człowiekiem. Nawet wówczas, kiedy własne ja i jego zachcianki doświadczyły już wszystkiego, co tylko możliwe, to jednak byliśmy szczęśliwi jedynie przez chwilę. Ulegliśmy w tym przypadku typowej manipulacji, która w nasze postrzeganie rzeczywistości wprowadziła element „zatrucia myślenia”, a to zawsze wprowadza nas w przestrzeń „fałszywej perspektywy”.

Artur Dąbrowski

Happy
Happy
0 %
Sad
Sad
0 %
Excited
Excited
0 %
Sleepy
Sleepy
0 %
Angry
Angry
0 %
Surprise
Surprise
0 %

Average Rating

5 Star
0%
4 Star
0%
3 Star
0%
2 Star
0%
1 Star
0%

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous post  Niedziela Chrztu Pańskiego
Next post Mocna lektura – „Atak na Ratzingera”