“Nie depczcie przeszłości ołtarzy”
“Droga przed nami nie jest ani łatwa, ani oczywista. Ale trzeba ją przebyć i tak się stanie!”. Tymi słowami kończy się wypracowany przez włoskich komunistów, Altiera Spinellego, Ernesta Rossiego i Eugenia Colorniego, “Manifest z Ventotene”, który legł u podstaw stworzenia koncepcji europejskiego państwa ponadnarodowego. Oczywiście znoszeniu podziału Europy na państwa narodowe towarzyszyć musi obowiązkowa dawka “mniejszego czy większego stopnia wdrażenia socjalizmu” (“Manifest z Ventotene”).
Nie może nas dziwić fakt, że w imię rewolucji kulturowej (mniejszego czy większego stopnia wdrażania socjalizmu), podejmuje się walkę z symbolami religijnymi i narodowymi. Jeżeli przeanalizujemy chociażby kilka faktów związanych z walką z symbolami odnoszącymi się do cywilizacji zachodniej, zobaczymy, jak świat coraz bardziej pogrąża się w “lewicowym dyktacie”.
Dwa lata temu, dokładnie w czerwcu 2020 r. podczas demonstracji w Richmond, amerykańskim stanie Virginia, demonstranci zniszczyli rzeźbę Krzysztofa Kolumba. Zanim Kolumb został zrzucony z cokołu, oblano go farbą i napisano “Kolumb reprezentuje ludobójstwo”. Tyle jeśli chodzi o USA. Wracamy na nasz kontynent, a konkretnie do nas, do Polski.
Wydarzenia dotyczące zbezczeszczenia pomników Józefa Piłsudskiego, Mikołaja Kopernika, Wincentego Witosa, Warszawskiej Syrenki, czy profanacja figury Chrystusa “Sursum corda” przy Krakowskim Przedmieściu, bezczeszczenie pomników Jana Pawła II, czy dewastacje świątyń, ukazują nam nie tylko prawdziwe oblicze ludzi ukrywających się za sześcioma pasami rzekomej tęczy, ale przede wszystkim ich intencje.
Katolicy, w rozumieniu “dogmatyki neomarksistowskiej” powinni oczywiście w tej materii zamilknąć i przyjąć prawnie chronioną w Polsce obrazę uczuć religijnych, za przeżytek, co zresztą sugerował pewien lewicowy kandydat na prezydenta RP. W końcu przecież taki wybryk to nic innego jak wyraz “tolerancyjnego” (bo przecież tęczowego) happeningu.
U nas i w USA pomniki się bezcześci lub niszczy. A nasi zachodni sąsiedzi za Odrą, wręcz przeciwnie, stawiają je. I tak w Gelsenkirchen w Nadrenii Północnej-Westfalii odsłonięto pomnik Włodzimierza Lenina. Sama szefowa Marksistowsko – Leninowskiej Partii Niemiec, Gabi Fechtner, nie omieszkała przy tej okazji stwierdzić, że: “Skończył się już czas pomników rasistów, antysemitów, faszystów, antykomunistów i innych reliktów przeszłości”. Chociaż była to inicjatywa Marksistowsko-Leninowskiej Partii Niemiec, to jednak skandalem napawa fakt, że: “Jeden z największych ludobójców w dziejach ludzkości, jest honorowany w demokratycznym, cywilizowanym kraju pomnikiem” (Dyrektor IPN w Gdańsku prof. Mirosław Golon).
Zatem powoli nastaje nowy, wspaniały, inspirowany szkołą frankfurcką neomarksistowski ład. Aż boję się pomyśleć, co by się stało, gdyby pomnik Lenina, skończył identycznie jak monument Kolumba w USA. A przecież to właśnie “Lenin reprezentuje ludobójstwo”.
jeszcze jeden przykład na koniec. Dwa lata temu, W Trewirze, w zachodnich Niemczech, odbyły się uroczystości upamiętniające 200. rocznicę urodzin Karola Marksa. Kulminacyjny punkt obchodów rocznicowych stanowiło odsłonięcie monumentalnego pomnika kluczowego ideologa komunizmu, w jego rodzinnym mieście. Podarowany przez władze w Pekinie, ważący niemal 2,5 tony monument Marksa, to jedynie wstęp do preludium, jakim było wystąpienie w protestanckiej Bazylice Konstantyna w Trewirze, szefa KE Jeana-Claude’a Juncker.
Widzimy jak na dłoni, komu należy się pomnik, a kogo w imię rewolucji kulturowej należy obalać z cokołów. Antonio Gramsci, „Zeszytach filozoficznych” już dawno nakreślił trwającemu obecnie “marszowi przez instytucje” marszrutę. Mówił jasno: „Towarzysz Lenin uczy nas, że aby pokonać naszego wroga klasowego, który jest silny, bo ma wiele środków i rezerw do dyspozycji, musimy wykorzystać każdą szczelinę w jego systemie i musimy wykorzystać każdego możliwego sojusznika, nawet jeśli jest niepewny, niezdecydowany lub tymczasowy”.
Artur Dąbrowski
Average Rating