Mówimy STOP dyktaturze relatywizmu
Analiza współczesnych wydarzeń prowadzi nas dziś do zwrócenia uwagi, a w zasadzie przypomnienia homilii kard. Josepha Ratzingera, którą wygłosił na rozpoczęcie konklawe w dniu 18.04.2005 r. To właśnie wówczas usłyszeliśmy słynne stwierdzenie “dyktatura relatywizmu”. Pojęcie, termin “dyktatura relatywizmu” spopularyzował Roberto de Mattei. To właśnie ten włoski historyk i publicysta buł na alarm przestrzegając, przed trawiącym współczesną kulturę “marszem przez instytucje”. Ten marsz zmierza w kierunku totalitaryzmu, a jego przebieg został rozłożony na trzy etapy.
“Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra”. I właśnie do tego momentu obecnie doszliśmy. “Żyjemy w społeczeństwie hołdującym swoistemu antydekalogowi, w którym dozwolone jest wszystko poza publicznym deklarowaniem wierności zasadom porządku naturalnego i chrześcijańskiego. Jest to zarazem ostatni moment, aby przeciwstawić się dyktaturze relatywizmu”.
Pomimo licznych “powiewów nauki” oraz zachłyśnięcia się prądami myślowymi współczesnych demagogów, które wdzierają się do wnętrza Kościoła, musimy doskonale potrafić demaskować każdą formę ideologii jawnej bądź ukrytej. Musimy demaskować to, co święty Paweł określił „oszustwem ze strony ludzi i przebiegłością w sprowadzaniu na manowce fałszu” (Ef 4,14), korzystając ze środków zbawienia jakie daje nam Kościół.
We “Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Joseph Ratzinger zwrócił uwagę na to, że obecnie, kiedy próbuje się mówić o tradycji chrześcijańskiej do osób, które “z racji bądź swego zawodu, bądź sytuacji społecznej nie są oswojeni ze sposobem myślenia i przemawiania Kościoła, odczuje wkrótce, że odważył się mówić o czymś, co im jest obce i co ich dziwi. Prawdopodobnie odniesie wkrótce wrażenie, że sytuacja podobna jest bardzo do przypowieści Kierkegaarda o błaźnie i pożarze na wsi”.
“W pewnym cyrku wędrownym w Danii wybuchł pożar. Dyrektor cyrku wysłał błazna, gotowego już do występu, do sąsiedniej wsi po pomoc, zwłaszcza że zagrażało niebezpieczeństwo, iż ogień przeniesie się do wsi poprzez puste, wyschnięte po zbiorach pola. Błazen pobiegł do wsi i prosił mieszkańców, by czym prędzej przyszli i pomogli gasić pożar w cyrku. Ale wieśniacy uważali krzyki błazna tylko za świetny trik propagandowy, który ma zwabić jak najwięcej ludzi na przedstawienie: klaskali i śmiali się do łez. Błazen miał ochotę raczej płakać, niż się śmiać, daremnie próbował błagać ludzi i tłumaczyć im, że nie ma tu żadnego udawania, żadnego triku, że to gorzka prawda, że cyrk się rzeczywiście pali. Błagania jego wywoływały tylko nowe wybuchy śmiechu, uważano, że świetnie gra swą rolę. Aż wreszcie ogień przeniósł się do wsi, na pomoc było za późno, tak że zarówno wieś, jak i cyrk spłonęły”.
Obraz błazna wieszczącego pożar zdaje się symbolizować położenie Kościoła. Wieszczymy miłość, mówimy o życiu wiecznym, przypominamy o zbawieniu i potępieniu, a mimo wszystko przekonuje się nas o tym, że powinniśmy zamilknąć, a ludzie nie powinni zbytnio się przejmować tym, co się do nich mówi. Przypominamy o tym, że we współczesnym świecie systematycznie depcze się sprawiedliwość, a każdy przejaw podłości, czy małoduszności owocuje lękiem wobec dyktatu dominującej mentalności.
Taki stan rzeczy sprawia, że obecnie “nawet posiadanie jasnej wiary, zgodnej z credo Kościoła, zostaje często zaszufladkowane jako fundamentalizm”. I tak w rytm “dyktatury relatywizmu”, przekonuje się ludzkość, że w życiu nie powinno się liczyć nic, poza własnym ja i jego zachciankami. Roberto de Mattei bije na alarm społeczeństwu. Uważa, że to już ostatni moment na to, by “przeciwstawić się dyktaturze relatywizmu”. Niestety, nie wiele osób zdaje się słyszeć jego głos.
Artur Dąbrowski
Average Rating